Bardzo lubię dawać prezenty. A najbardziej te zrobione własnoręcznie. W tamtym roku rozdawałam swoje bombki, w tym roku przyszła kolej na rzeczy zrobione decoupagem (choć dopiero zaczynam w tej dziedzinie), kołnierzyki i słodkości. Przy tworzeniu ich mam nie małą frajdę, nie wiem nawet czy nie większą niż obdarowywani ;p 

W grudniu powstały m.in. te kolczyki i ten kołnierzyk, które już powędrowały do bliskich mi osób. 




Jak zwykle mam zaległości w blogowaniu, czas przelatuje nie wiedzieć kiedy i z moich planów dodawania na bierząco dekoracji świątecznych, które robie niewiele wyszło.  Ale dekoracje są, w święta zwykle mam więcej czasu więc mam zamiar dodać je juz w pełnej świątecznej krasie. :) A w tym roku też nie oszczędziłam mojego domu- stał się cukierkowo przystrojony. Cóż poradzić, że tak to lubię ;))

Także obiecane wiece będą, będzie też garść innych tworów i życzenia oczywiście.
Bardzo lubię robić dekoracje na Boże Narodzenie, zawsze zaczynam min miesiąc wcześniej i długo się z nimi bawię. Sprawia mi to wyjątkową radość, większą niż codzienne robienie rękodzieła, większą niż tworzenie ozdób na inne okazje. Może to naprawdę magia świąt? ;)
W tamtym roku najwięcej szyłam i powstało mnóstwo wypchanych ozdób do zawieszania jak i tych na patyczkach. Swoje triumfy świeciły też bombki ze wstążek.
Ale że nie lubię się zbytnio powtarzać i zawsze szukam nowych inspiracji w tym roku produkuję wieńce i stroiki ;) 
Nie wykluczam też figurek z masy solnej i dalszej czesci bombek ;p
A inspiracją do stworzenia tych wieńców były o dziwo wierzbowe witki, które mój tata przywiózł z wycieczki. Są idealne jako podstawa, kiedy się je namoczy są giętkie i dają się formować i przeplatać. Wykorzystałam swoją wiedzę z warsztatów wikliniarstwa i oto są ;)
Wszystkie ozdoby na tym wieńcu są robione przeze mnie, zarówno słodkie cukierki, kokardka jak i pierniczki z masy solnej. 



Nie planuję jednak robić już domku z piernika, choć w tamtym roku porwałam się i na to- nawet bez foremek. Wycięcie jeszcze poszło jako tako, najtrudniejsze okazało się klejenie ;) Ale czego się nie robi dla najmłodszego członka rodziny hehe. 


Możecie się spodziewać jeszcze minimum 3 świątecznych wieńców.


Niedawno dostałam od taty dość dużo miedzianego drutu, ucieszyłam się bo ciężko go dostać no i jego cena też nie zachęca. A tutaj spada mi z nieba dość solidny zwój. 
Od razu inspiruje i motywuje do tworzenia, na początek wykorzystałam go do stworzenia kompletu z kryształowymi koralikami. Przypasowały mi kolorystycznie i wizualnie. 





Jak na pierwszy mój tego typu wyrób jestem zadowolona. 
Komplet już leży w sklepie i czeka na właściciela ;))





Jeśli chodzi o wykonywanie dekoracji do domu to mam pewne doświadczenie, już nie raz dłubałam przy ramkach, wieńcach, obrazach, wazonach, świecznikach, poduszkach i wszelkich bibelotach. Jednak tworzenie od podstaw całych mebli, lub jak w tym przypadku lamp to dla mnie nowość. Ale, że nowości lubię i jestem zdania, że wszystkiego trzeba spróbować stworzyłam ten oto klosz. W nowoczesnym wydaniu. Wygląda naprawdę super i od niedawna zastąpił mój stary żyrandol i jak na razie wszystkim się podoba ;)
Jest wykonany w 100 % z materiałów recyklingowych, a jego zrobienie nie jest trudne. 
Ciekawe, czy ktoś z Was zgadnie z jakich? 
Zastanawiam się nawet nad dodaniem toturiala z jego robienia, ale nie wiem, czy warto. Może pomożecie mi podjąć decyzję? ;p 
Klosz kloszem, ale na razie w mej głowie tylko PARYŻ. 
I ciągle szukam na internecie informacji. Chyba niedlugo będę mogła być przewodnikiem po Paryżu. No i próbuję coś niecoś przypomnieć sobie językJak na razie to akurat idzie mi najgorzej, ale bądźmy dobrej myśli. :)

Zaniedbałam tego bloga. Aż mi wstyd ile czasu nic tu nie publikowałam. Czy mam wytłumaczenie? Nie, nie mam. Czas przecież zawsze się znajdzie, w twórczy marazm nie popadłam, a wręcz przeciwnie mam duuużo nowych tworów do dodania, zahaczyłam się ze swoją biżuterią w kolejnym sklepie i ciągle coś tam dłubię. 
Może i byłam skupiona na innych rzeczach, owszem. Początek pracy, koniec szkoły, wybór studiów. Bardziej samodzielne życie. Ale tym bardziej na fali nowych doznań i zadowolenia powinnam dzielić się z Wami moim szczęściem. Ale już się poprawię, a przynajmniej mam taki zamiar. 

A już na pewno podzielę się relacją z mojej wymarzonej wycieczki. Tak, tak w tym roku odwiedzam PARYŻ *.* Miasto miłości, artystów, poetów i... mody ;p Zrobię milion zdjęć. A część na pewno znajdzie się tutaj. Razem z opisem. 

Już się nie mogę doczekać. 

A tymczasem naszyjnik, który powstał bez specjalnego planu, ot tak- z przypadku. Ale spodobał mi się na tyle, że zostawiłam go dla siebie. Zaginania i cięcia była masa, ale warto ;) Jest trochę rockowy, z lekkim pazurem, dodaje ubraniom niepowtarzalnego charakteru. 
I dumnie prężył się na mojej piersi podczas mojej urodzinowej imprezy


Dla tych którzy odwiedzają mój blog wiadome jest, że lubię recykling bardzo. Frajdę sprawia mi kiedy pozornie bezwartościowa rzecz staje się dzięki mnie czymś zupełnie nowym i pięknym. I tak też się dzieje kiedy w moje ręce trafia niepozorny zamek błyskawiczny. Już wiele próbowałam z nim robić, jednak najlepiej lubie własnie te zawieszki ;) Jedna, podobną już tu prezentowałam, teraz kolejna w moim ulubionym kolorze. Zrobiona na zamówienie, które jednak nie wypaliło- nie żałuje, przynajmniej mam ją dla siebie ;p
Dodaję ten post również z innego powodu, natknęłam się bowiem na wyzwanie idealne dla mnie. 
Od początku wiedziałam, że coś na nie wstawie. Miałam już nawet przecież gotowe egzemplarze w magazynku ;p Wystarczyło zrobić zdjęcia. 
I oto są. 

Zawieszka wykonana z zamka błyskawicznego, filcu i kolejnego elementu recyklingowego- szkiełek pozostałych po witrażach mojego taty. Idealnie się do tego nadają. 
Wykonane metodą podobną do sutaszu. 

Spódnica maksi plisowana

Jakiś czas temu obiecałam pochwalić się pierwszą uszytą przeze mnie spódnicą. I jak to zwykle u mnie bywa troche mi to zajęło. Ale mam wymówkę- pogoda była nie do zdjęć ;p Dzisiaj jednak słońce znów wyjrzało zza chmur więc postanowiła wreszcie wygrzebać się z łóżka i uwiecznić swoje dzieło. 

Na taką spódnicę chorowałam już od dawna, no może nie do końca na taką bo moim ideałem była mocno plisowana spódnica szyfonowa, ale, że sknerus ze mnie nieziemski powiedziałam "nie, nie dam tyle pieniędzy za kawałek materiału (na dodatek cienkiego ;p)" i postanowiłam sama stworzyć mój must have. Internet okazał się jak zwykle pomocny i podpowiedział mi co mam robić. Zadanie wydawało się całkiem proste, chociaż okazało się nie do końca takie ;p Męczyłam się z nią trochę, ale tak się zaparłam, że musiało się udać. I oto jest. Uszyłam nawet dwie. Druga jest w kolorze pastelowego różu. 
I kosztowała mnie całe 15 zł. A nie 130 ;p To się nazywa polska zaradność. 

Jak wam się podoba? 
Jeśli ktoś zapragnął by mieć podobną odsyłam do wyszukanego przeze mnie toturiala
Mi się bardzo przydał, chociaż nie mam maszyny i musiałam wszystko dziergać ręcznie. 


Ostatnio miałam kolejny powód do radości, ponieważ udało mi się wygrać konkurs na blogu Kini i mogłam wybrać sobie produkty z firmy Merino. Była to dla mnie kosmetyczna nowość. Spróbowałam i chwalę sobie. Kremy mocno nawilżają i ładnie pachną. Choć ja wolę zapachowe kremy do ciała (moim faworytem jest czekolada z pistacjami) to tych używam z przyjemnością. 
Dziękuję jeszcze raz ;***

Moje pierwsze..


Jakiś czas temu byłam na bardzo fajnych warsztatach decoupag'u. Trafiłam na nie przez przypadek. Monika dowiedziała się, ze pewna studentka organizuje czasami dla koleżanek spotkania podczas których każda z nich coś tam wytworzy. Od razu pomyślałam, że to coś dla mnie. przy okazji pierwszy raz odwiedziłam sosnowieckie akademiki na pogoni. Wrażenie całkiem przyjemne, trochę jak na obozie, trochę jak na osiedlu gdzie wszyscy się znają. Poznałam chyba z 10 studentek i porozmawiałam o biżuterii. Wieczór idealny. 


A przy okazji zrobiłam swoje pierwsze kolczyki metodą decoupage. Okazało się to całkiem łatwe, więc czuję, że będę dalej brnęła w ta technikę. Poza tym straaasznie podobają mi się wszelkie wzory na serwetkach. ;p 
Kiedy zobaczyłam ten ^^ wybitnie folkowy i soczysty wiedziałam, że będzie mój. A jest jeszcze tyyyyyle innych ;) W sklepie czasami czuję się jak małe dziecko, które stoi patrzy, dalej stoi, dalej patrzy i nie umie się zdecydować. 


Kolczyki są, wystarczy próbować dalej, już zakupiłam lakier więc powinno pójść pełną parą. Jeszcze tylko klej. 
Wiem, że nie są idealne, przyklejone z nierównościami i nie do końca dobrze przycięte, ale są moje i są pionierskie, więc i tak jestem dumna ;)
A już planuje kredens w róże metodą desoupage. Piękna ozdoba na wieś. 



Już od dawna chodził za mną ten pomysł, ale dopiero niedawno miałam okazję go wypróbować, kufer chyba czyta mi w myślach ;p

Mało się tutaj pojawiam, wiem, ale wszystko tak szybko się dzieje, że często nie mam juz siły pisać. Ale staram się komentować na bierząco. ;) 

Wakacje mijają pracowicie, ciągle pracuje i nie mam dość, dodatkowo poznałam w pracy super ludzi i własciwie każdy dzień rozmów z nimi to przyjemność. 

Poszukuję wycieczki do Paryża, może odwiedzę Cieszyn, Litwę Łotwę i Estonię, wiec jednak nie jest tak statecznie jakby się mogło wydawać. 


Bransoletkę wykonałam z naturalnego liścia polakierowanego i przytwierdzonego do filcowej podstawy. 
Zapinana na zatrzask. 




Pomysł wydał mi się ciekawy, może kiedyś pojawią się jeszcze inne wersje "liściastych" ozdób.
Na razie w kolejce do pokazania pozostają jeszcze 2 spódnice szyfonowe maxi, które sama uszyłam. A są to moje pierwsze szyciowe podejścia więc byłam bardzo zaangażowana ;p 
I po wielu przeróbkach i zerwanych nitkach wreszcie powstały. 
I nie kosztowały mnie 130 zł tak jak w sklepach, chociaż satysfakcji z hand madów nie da się niczym zastąpić.

A tutaj link do wyzwania:

Nowy początek


Przeglądając  moje zdjęcia, które robiłam ostatnio okazało się, że większość z nich to zdjęcia potraw, składników, przepisów i wszelkiej maści rzeczy związanych z gotowaniem. 

Nie udaję i nigdy nie udawałam, ze lubię gotować. To jedna z moich pasji. Lubię poznawać nowe smaki, lubię gotować coś czasem tylko po to by sprawdzić jak wyjdzie ;p 
Ponadto ciekawi mnie wiele akcji kulinarnych dodawanych na durszlaku i mikserze, w których nie mogę uczestniczyć, ponieważ mój blog nie spełnia warunków. Pomyślałam dość tego i postanowiłam założyć nowego, osobnego bloga, ściśle kulinarnego ;) 

Mam nadzieję, że dam radę z dwoma blogami jednocześnie. Chociaż ostatnio nawet z jednym miałam problemy ;p Ale dla chcącego nie ma nic trudnego zatem od dzisiaj ten blog pozostaje miejscem moich artystycznych podróży, inspiracji i wyzwań natomiast nowy niech będzie pachnącym odzwierciedleniem mojej kuchni ;)) 

Zapraszam na 
Wczoraj był jeden z najbardziej wyczekiwanych dni w roku. Dla niektórych koniec roku szkolnego i początek wakacji, dla innych jeszcze ważniejszy dzień- ogłoszenie wyników matur. 
Każdy chyba denerwował się przed otrzymaniem świadectwa, nerwowo zagryzał wargę i ściskał kciuki, chociaż na to już dawno za późno. W dzisiejszym elektronicznym świecie jednak wszystko się zmienia i większość maturzystów znała swój wynik jeszcze przed obejrzeniem świadectwa. Plus czy minus? Sama nie wiem. Wyniki jednak zawsze są prawdziwe, choć nie ostateczne. 

Wszystkim tym, którzy zdali, ale również tym, którym się nie udało gratuluję bo samo przystąpienie do egzaminu wymaga odwagi. 

Co do mojego wyniku to nie będe ukrywać, że jestem zadowolona. Najpiękniejsze jednak było nie to, co napisano mi na kawałku papieru, ale radość mojej mamy i jej łzy i to kiedy mówiła mi, że jest ze mnie dumna. 

Dla takich chwil naprawdę warto wkuwać wzory z matmy i żyć w przekonaniu że Słowacki wielkim poetą był. 

Dla mnie wyniki nie były niczym przesądzającym, nie dają mi przepustki na studia, nie są gwarantem dobrego przyszłego życia. Teraz najważniejsze jest coś innego, coś nad czym pracuję już zdecydowanie za długo. Ale nie tutaj o tym. 

Na osłodę wszystkiego co tylko możliwe, łącznie z jutrzejszym finałem Euro najszybszy na świecie sernik z truskawkami na zimno. 


Sernik na zimno z truskawkami

spód:
opakowanie kruchych ciastek np z cukrem lub zwykłych, mogą też być kakaowe lub kokosowe (ja użyłam maślanych z firmy San)
ok 100 gram masła

masa serowa
100 gram truskawek (lub więcej)
250 gram twarogu
opakowanie jogurtu naturalnego
3 łyżki cukru pudru
2 łyżki żelatyny

truskawki do ozdoby

Ciastka kruszymy na pył (można to zrobić w blenderze, ale równie dobrze sprawdza się stara metoda "przez ręcznik" tłuczkiem ;p), masło roztapiamy, czekamy chwilę aż przestygnie i następnie wlewamy do pokruszonych ciastek. Powstanie masa, którą następnie wykładamy dno foremki ( u mnie tortownica) wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównujemy łyżką, ale lepiej to zrobić ręką, żeby dobrze wyczuć ciasto. 

Ser blendujemy z jogurtem na gładko, dodajemy cukier puder i truskawki, jeszcze raz miksujemy. Żelatynę rozpuszczamy w paru łyżkach gorącej wody i czekamy chwilę. Dodajemy do masy i łączymy. Naszą serową pierzynkę wylewamy na spód i wkładamy do lodówki. Po około 30 minutach możemy udekorować sernik truskawkami lub dowolnymi dodatkami. Wstawić ponownie do lodówki na min 1,5 godziny. 
Przechowywać w lodówce. 

Moje "ozdoby" niestety były marne, bo miałam już tylko resztkę truskawek, które już niestety były trochę nadszarpnięte czasem (te upały). 

Sernik jednak wyszedł przepyszny, a robiłam go około 15 minut ;)) Uwielbiam takie przepisy. Chociaż czasami mam ochotę się przyłożyć i postarać i po długim pobycie w kuchni podziwiać swoje dzieło. 



Smacznego :)

Zbierałam się do dodania tego przepisu już od bardzo dawna. Przeszukałam internet w poszukiwaniu różnych przepisów na ten bardzo popularny wypiek, znalazłam ich dość sporo, chociaż przyznam, że większość była podobna. Żaden jednak nie odpowiadał mi w 100%. Wiadomo, jak to ja- wybredna. Chciałam, żeby mój chlebek bananowy był smaczny, ale jednocześnie lekki, żeby był bananowy ale bez dodatku zbyt dużej ilości bananów, które źle działają na mój metabolizm, co miałam okazję sprawdzić na własnej skórze.
Odpadały więc przepisy z 3 bananami w składzie czy z duża ilością masła lub oleju. Powęszyłam jeszcze trochę, pomarudziłam odrobinę i skleciłam własny przepis. A dzisiaj się z Wami nim podzielę.


Chlebek bananowy

1,5 szklanki mąki ( u mnie jedna pełnoziarnista a poł tortowej)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
2 jajka
1 opakowanie serka homogenizowanego naturalnego
1 banan
pół łyżeczki cynamonu
10 tabletek słodziku
aromat bananowy na końcu noża



Przygotowanie banalnie proste. W misce miksujemy jajka z serkiem i zblendowanym bananem. Dodajemy do tego przesianą mąkę, rozkruszony słodzik, cynamon i sodę. Dalej miksujemy aż do gładkiej masy. Wylewamy do małej keksówki i pieczemy około 40 minut w 180 stopniach. Mi najlepiej smakuje z twarożkiem, jogurtem naturalnym czy serkiem wiejskim. Czuję też, że byłby pyszny z miodem ;D

Udało mi się uzyskać bananowość mojego chlebka bez użycia dużej ilości bananów dzięki aromatowi w proszku. Dla mnie to nowość, ale postanowiłam wypróbować. 
Gdzie znalazłam takie cudo, otóż na stronie Wypiekarni.
Dodatkowo jak się okazało forma ta ma swój sklep firmowy u mnie w mieście, całkiem niedaleko. Przeszłam się więc tam i zakupiłam ten tajemniczy aromat. Sprawdził się znakomicie. 
Sklep ma w asortymencie bardzo różne aromaty, takie, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Na pewno jeszcze się u nich pojawię. :)

A teraz idę pałaszować mój piękny, wyrośnięsty dietetyczny chlebek bananowy ;p




Odwołuje moje dotychczasowe stwierdzenie, że w Polsce nie ma ciekawych, fajnych i wartych odwiedzenia targów staroci. Otóż są i to nawet w ilości dość dużej. Mam dodatkowo szczęście, bo mieszkam w takiej okolicy gdzie jest ich sporo. W Będzinie, Bytomiu, Tychach i Dąbrowie Górniczej. 
Na targ staroci do Dąbrowy wybrałam się już w tamtym tygodniu w niedzielę, jednak bardzo się zdziwiłam kiedy okazało się, że targu nie ma. Dopiero później przypomniałam sobie, że pomyliłam niedziele. Targ jest w każdą 3 niedziele miesiąca. Ale nie zraziłam się tylko wstałam też wcześnie tydzień później i oto jestem. 


Targ odbywa się w Parku Hallera, ale stragany były rozłożone już od przystanku. Dość dużo ludzi, straganów też, a to nietypowe jak na niedzielny poranek w tym mieście. Od razu poczułam się jak w swoim żywiole. Dawno mnie na żadnym targu staroci nie było, więc najpierw przeleciałam wszystkie stragany, żeby zobaczyć co ciekawego oferują sprzedawcy i co najbardziej opłaca się kupić. Nie miałam ze sobą niestety aparatu, ale następnym razem wezmę na pewno. 
Po wstępnych oględzinach wyruszyłam na konkretne łowy. Chciałam upolować torebkę i prezent dla taty na Dzień Ojca. 
 

Torebek nie było akurat za wiele, ale za to piękne. I drogie, bo większość ze skóry, pięknie zdobione, pamiątkowe i cenne. Ale nie poddałam się i po jakimś czasie ukazała się ona ^^ 
Zakochałam się, pozachwycałam i.. wytargowałam za 8 złotych ;o 
To się nazywa prawdziwy targ. 
Moja nowa ulubiona torebka. 



Z prezentem dla taty też nie było łatwo, w porę jednak przypomniałam sobie o jego miłości do noży. Po godzinie poszukiwań wybrałam, bardziej na czuja bo na nożach się nie znam, ale wydał mi się ciekawy. Dodatkowo można go składać tak, że wygląda i służy jak kastet. Chyba się spodoba. 
Mam nadzieję. 





Do domu powróciłam jak prawdziwa szperaczka, ukurzona, zmęczona ale zadowolona z łowów.





15 czerwca w moim mieście Zamek Sielecki organizował bezpłatne warsztaty street artu. Kolejna bardzo fajna inicjatywa i kolejna super rzecz, w której nie wziąść udziału to po prostu wstyd. Toteż kiedy tylko się o nich dowiedziałam, od razu zapisałam się na listę. Byłam na liście rezerwowej, więc bardzo ucieszyłąm się kiedy zadzwonili do mnie i okazało się, że mogę w nich uczestniczyć. Wróciłam z krakowa i w piątek rano stawiłam się w Zamku. Warsztaty prowadziła strasznie sympatyczna pani Magda Drobczyk. Tutaj możecie odwiedzić jej blog http://magdalenadrobczykportfolio.blogspot.com/. Jest to bardzo utalentowana artystka, która ma pełno zapału i wiele chęci. Tworzy piękne rzeczy, ale najważniejsze, że przyświeca jej przy tym idea. Lubię takich ludzi, którym się chce, którzy robią coś w co wierzą. Warszaty rozpoczęły się od dyskusji na temat ekologii- tematu prac, które mieliśmy tworzyć. Ciekawie się rozmawiało. Nawet się trochę rozgadałam ;p 




Dzień zapowiadał się wspaniale, piękna pogoda, fajni ludzie, ciekawa inicjatywa i mnóstwo farby. Niestety jak to bywa w życiu okazało się coś bardzo niesympatycznego i musiałam warsztaty opuścić. Siła wyższa mnie wezwała. Żałowałam strasznie, ale obiecałam sobie, że znajde podobne warsztaty w najbliższej przyszłości :) I może nawet nawiąże kontakt z panią Magda :) 
Nie mogłąm jednak odmówić sobie przyjemności obejrzenia dzieł moim warsztatowych znajomych i następnego dnia wybrałam się żeby zobaczyć ich murale. Zrobiłam zdjęcia i podziwiałam. I z wami chciałam się nimi podzielić. 


Mnie najbardziej przypadła do gustu poniższa praca. Uważam, że ma najgłębszą wymowę i najciekawiej przedstawia temat, jest unikalna i naprawdę oryginalna :) Nie wiem kto jest twórcą ale podziwiam. 

Być może zainteresuje się tą dziedziną sztuki na dłużej i zgłębię ją bardziej, bo podoba mi się to, że moża wyrażać swoją opinię dzięki własnej twórczości i że daje ona szansę na pokazanie jej światu. 


A teraz coś równie przyjemnego- wygrany konkurs :)) 
Dziękuję jeszcze raz http://itspaulinab.blogspot.com/ za wybranie mojej odpowiedzi za najlepszą ;D 
Dzięki temu mogłąm zamówić na stronie nocanki kosmetyki. 
Wybrałam plastry oczyszczające na noc i maskarę od MAX FACTOR ;)



I jestem z obu BARDZO zadowlona ;)) 

Polecam wam 2 świetne rozdania. 
Jedno z nich jest u Katsuumi:
mozna wygrać naprawde świetne ubrania, na dodatek sami decydujemy co to ma byc ;D

Drugie jest u Turqusowej, gdzie do wyrgania mamy bon w sklepie nocanka, w ktorym juz raz mialam przyjemnosc wygrac ^^ hehe 



Swoim powstającym ogródkiem warzywnym już się chwaliłam ;) Bo owszem, już powstał. Dzięki nieocenionej pomocy mojej babci, która wiernie go podlewała podczas mojej ostatniej wizyty mogłam nacieszyć oczy pierwszym zbiorem. Mój własny, ekologiczny, super zdrowy i super smaczny szpinak *.* 

Chyba mam green thumb ;p 

Kiedy tylko zobaczyłam zielone liście od razu odezwała się we mnie rasowa kucharka i w głowie zakotłowały mi się pomysły na jego wykorzystanie. Miałam co najmniej milion, ale na pierwszy ogień poszły 2: tarta ze szpinakiem i serem feta i sałatka ze szpinakiem i truskawkami. Obie niesamowicie pyszne, właściwie trudno powiedzieć, który lepszy ;D 

Ale na początek podzielę się z wami moją tartą, odchudzoną, naprawdę lekką, a nadal pyszną ;) 


Pełnoziarnista tarta ze szpinakiem i serem feta 

ciasto
1,5 szklanki mąki pełnoziarnistej
125 g margaryny (uzylam takiej ktora ma 280 kcal/100g)
ciepła woda
sól 
pieprz 

Mąkę przesiewamy i łączymy palcami z tłuszczem, dodajemy ciepłej wody by uzyskać jednolitą masę. Ciasto powinno być elastyczne ale nie powinno kleić się o rąk. Wyrabiamy szybkimi ruchami. Można odstawić do lodówki na kilkanaście minut. Ciasto podpiekamy około 10 minut w 180 stopniach. 


nadzienie
szpinak- w dowolnej ilości, ja miałam małą siatkę świeżego, ale może być tez mrożony
ser feta 100 g
pieprz
ząbek czosnku
gałka muszkatołowa 
jajko 
proszek do pieczenia 1 łyżeczka

Szpinak siekamy drobno, lekko podgotowujemy w wodzie do miękkości, dodajemy do niego jajko i pokruszony ser. Łączymy w jednolitą masę. Należy jednak poczekać na wystudzenie szpinaku żeby jajko się nie ścięło. oprawiamy do smaku, ja rezygnuje z soli bo feta jest dla mnie dostatecznie słona. 
Taką masę wylewamy na podpieczone ciasto (mozna dodatkowo na wierzch położyć pokrojony ser) i zapiekamy w 180 stopniach jeszcze 20 min. 




Zapowiadało się pysznie i pysznie się okazało. 
Sałatka również podbiła moje serce. Przepis zamieszczę niebawem. 

Dzisiaj również owocne poszukiwania pracy ;) Okazuje się, że jak się chce to się potrafi. Prawdopodobnie będę nową panią od podawania pierogów ;p  


Ale to za tydzień, od jutra bowiem czeka mnie wyjazd od dawna planowany i od dawna wyczekiwany ;) Mam nadzieję, że wszystko się uda i bezie super. 
W takim towarzystwie musi ;**


A na koniec możecie nacieszyć oczy moim ogródkowym szpinakiem, prawda, że piękny? 
Chodzę jak dumna mama ;p

Euro 2012

Euro opanowało Polskę, dosłownie i w przenośni. Jest obecne juz wszędzie i pod każdą postacią. Czytałam już wywyiady z psychologiem kadry, z kucharzem kadry, z fotografem kady, nieslugo poczytam ze sprzataczka ;p Wszedzie zdjęcia, plakaty, informacje i wszystko co tylko mozliwe. Nawet bedąc na zakupach w Ikei i Agacie z eterów cały czas leciały "dopingujące" piosenki. Po którejś miałam już dość. Jestem patriotką, kibicuje naszej drużynie, ale uważam, że takie zasypywanie nas tym ze wszystkich stron moze zniechęcić. 

Rozumiem wypuszczanie na rynek gadżetów do kibicowania, rozumiem przekąski kibiców, rozumiem 24 paki piwa i rozumiem mecze w barach, ale nie wiem po co robić specjalną edycję kefirów kibica i tym podobnych. 

Jednak magia działa i w moim domu też pojawiło się parę gadżetów związanych z mistrzostwami. 


W czapce się zakochałam i na pewno bedę ja wkładała na mecze ;p


A to już prawie biało czerwona bransoletka ;p moze i ja cos zarobie na tych mistrzostwach hehe

w 2 sklepach można już dostać moją biżuterię, niebawem podam adresy ;) Bardzo się cieszę, że się udało i że Panie właścicielki mi zaufały. 
Węsze sukces ;p 


I kolejne kołnierzyki, tym razem okrągłe wykonane z filcu. Jeden z cekinami, jeden z perełkami. 
Chyba za bardzo spodobało mi się ich robienie, dzisiaj musiałam jechać po pałeczki z kleju bo mi się pokończyły ;p


Dzień Dziecka minął, a ja zrobiłam sobie sama prezent ;)) 
Nie chcąc zapeszać nie chwaliłam się wcześniej, ale teraz już wiem na pewno, że moja biżuteria będzie w sprzedaży w 3 sklepach  Sosnowcu. Byłam taka ucieszona, że nie wiedziałam gdzie się podziać hehe. 
Miło jest się poczuć docenionym. 


Dni mojego miasta- Sosnowca minęły bardzo fajnie. Wybawiłam się z Ula i Moniką na koncercie zespołu Hey 1 czerwca. Nie sądziłam, że mają tyle fanów w Sosnowcu. Pogo było naprawdę imponujące ;p 
Wszystko zresztą teraz pięknie się układa. Oby tak dalej. 




Nie mam dzisiaj weny do pisania, chociaż tematów nie brakuje. Nadrobie następnym razem.
Tymczasem niech zdjęcia mówią za mnie ;)