Dla tych którzy odwiedzają mój blog wiadome jest, że lubię recykling bardzo. Frajdę sprawia mi kiedy pozornie bezwartościowa rzecz staje się dzięki mnie czymś zupełnie nowym i pięknym. I tak też się dzieje kiedy w moje ręce trafia niepozorny zamek błyskawiczny. Już wiele próbowałam z nim robić, jednak najlepiej lubie własnie te zawieszki ;) Jedna, podobną już tu prezentowałam, teraz kolejna w moim ulubionym kolorze. Zrobiona na zamówienie, które jednak nie wypaliło- nie żałuje, przynajmniej mam ją dla siebie ;p
Dodaję ten post również z innego powodu, natknęłam się bowiem na wyzwanie idealne dla mnie. 
Od początku wiedziałam, że coś na nie wstawie. Miałam już nawet przecież gotowe egzemplarze w magazynku ;p Wystarczyło zrobić zdjęcia. 
I oto są. 

Zawieszka wykonana z zamka błyskawicznego, filcu i kolejnego elementu recyklingowego- szkiełek pozostałych po witrażach mojego taty. Idealnie się do tego nadają. 
Wykonane metodą podobną do sutaszu. 

Spódnica maksi plisowana

Jakiś czas temu obiecałam pochwalić się pierwszą uszytą przeze mnie spódnicą. I jak to zwykle u mnie bywa troche mi to zajęło. Ale mam wymówkę- pogoda była nie do zdjęć ;p Dzisiaj jednak słońce znów wyjrzało zza chmur więc postanowiła wreszcie wygrzebać się z łóżka i uwiecznić swoje dzieło. 

Na taką spódnicę chorowałam już od dawna, no może nie do końca na taką bo moim ideałem była mocno plisowana spódnica szyfonowa, ale, że sknerus ze mnie nieziemski powiedziałam "nie, nie dam tyle pieniędzy za kawałek materiału (na dodatek cienkiego ;p)" i postanowiłam sama stworzyć mój must have. Internet okazał się jak zwykle pomocny i podpowiedział mi co mam robić. Zadanie wydawało się całkiem proste, chociaż okazało się nie do końca takie ;p Męczyłam się z nią trochę, ale tak się zaparłam, że musiało się udać. I oto jest. Uszyłam nawet dwie. Druga jest w kolorze pastelowego różu. 
I kosztowała mnie całe 15 zł. A nie 130 ;p To się nazywa polska zaradność. 

Jak wam się podoba? 
Jeśli ktoś zapragnął by mieć podobną odsyłam do wyszukanego przeze mnie toturiala
Mi się bardzo przydał, chociaż nie mam maszyny i musiałam wszystko dziergać ręcznie. 


Ostatnio miałam kolejny powód do radości, ponieważ udało mi się wygrać konkurs na blogu Kini i mogłam wybrać sobie produkty z firmy Merino. Była to dla mnie kosmetyczna nowość. Spróbowałam i chwalę sobie. Kremy mocno nawilżają i ładnie pachną. Choć ja wolę zapachowe kremy do ciała (moim faworytem jest czekolada z pistacjami) to tych używam z przyjemnością. 
Dziękuję jeszcze raz ;***

Moje pierwsze..


Jakiś czas temu byłam na bardzo fajnych warsztatach decoupag'u. Trafiłam na nie przez przypadek. Monika dowiedziała się, ze pewna studentka organizuje czasami dla koleżanek spotkania podczas których każda z nich coś tam wytworzy. Od razu pomyślałam, że to coś dla mnie. przy okazji pierwszy raz odwiedziłam sosnowieckie akademiki na pogoni. Wrażenie całkiem przyjemne, trochę jak na obozie, trochę jak na osiedlu gdzie wszyscy się znają. Poznałam chyba z 10 studentek i porozmawiałam o biżuterii. Wieczór idealny. 


A przy okazji zrobiłam swoje pierwsze kolczyki metodą decoupage. Okazało się to całkiem łatwe, więc czuję, że będę dalej brnęła w ta technikę. Poza tym straaasznie podobają mi się wszelkie wzory na serwetkach. ;p 
Kiedy zobaczyłam ten ^^ wybitnie folkowy i soczysty wiedziałam, że będzie mój. A jest jeszcze tyyyyyle innych ;) W sklepie czasami czuję się jak małe dziecko, które stoi patrzy, dalej stoi, dalej patrzy i nie umie się zdecydować. 


Kolczyki są, wystarczy próbować dalej, już zakupiłam lakier więc powinno pójść pełną parą. Jeszcze tylko klej. 
Wiem, że nie są idealne, przyklejone z nierównościami i nie do końca dobrze przycięte, ale są moje i są pionierskie, więc i tak jestem dumna ;)
A już planuje kredens w róże metodą desoupage. Piękna ozdoba na wieś. 



Już od dawna chodził za mną ten pomysł, ale dopiero niedawno miałam okazję go wypróbować, kufer chyba czyta mi w myślach ;p

Mało się tutaj pojawiam, wiem, ale wszystko tak szybko się dzieje, że często nie mam juz siły pisać. Ale staram się komentować na bierząco. ;) 

Wakacje mijają pracowicie, ciągle pracuje i nie mam dość, dodatkowo poznałam w pracy super ludzi i własciwie każdy dzień rozmów z nimi to przyjemność. 

Poszukuję wycieczki do Paryża, może odwiedzę Cieszyn, Litwę Łotwę i Estonię, wiec jednak nie jest tak statecznie jakby się mogło wydawać. 


Bransoletkę wykonałam z naturalnego liścia polakierowanego i przytwierdzonego do filcowej podstawy. 
Zapinana na zatrzask. 




Pomysł wydał mi się ciekawy, może kiedyś pojawią się jeszcze inne wersje "liściastych" ozdób.
Na razie w kolejce do pokazania pozostają jeszcze 2 spódnice szyfonowe maxi, które sama uszyłam. A są to moje pierwsze szyciowe podejścia więc byłam bardzo zaangażowana ;p 
I po wielu przeróbkach i zerwanych nitkach wreszcie powstały. 
I nie kosztowały mnie 130 zł tak jak w sklepach, chociaż satysfakcji z hand madów nie da się niczym zastąpić.

A tutaj link do wyzwania:

Nowy początek


Przeglądając  moje zdjęcia, które robiłam ostatnio okazało się, że większość z nich to zdjęcia potraw, składników, przepisów i wszelkiej maści rzeczy związanych z gotowaniem. 

Nie udaję i nigdy nie udawałam, ze lubię gotować. To jedna z moich pasji. Lubię poznawać nowe smaki, lubię gotować coś czasem tylko po to by sprawdzić jak wyjdzie ;p 
Ponadto ciekawi mnie wiele akcji kulinarnych dodawanych na durszlaku i mikserze, w których nie mogę uczestniczyć, ponieważ mój blog nie spełnia warunków. Pomyślałam dość tego i postanowiłam założyć nowego, osobnego bloga, ściśle kulinarnego ;) 

Mam nadzieję, że dam radę z dwoma blogami jednocześnie. Chociaż ostatnio nawet z jednym miałam problemy ;p Ale dla chcącego nie ma nic trudnego zatem od dzisiaj ten blog pozostaje miejscem moich artystycznych podróży, inspiracji i wyzwań natomiast nowy niech będzie pachnącym odzwierciedleniem mojej kuchni ;)) 

Zapraszam na 
Wczoraj był jeden z najbardziej wyczekiwanych dni w roku. Dla niektórych koniec roku szkolnego i początek wakacji, dla innych jeszcze ważniejszy dzień- ogłoszenie wyników matur. 
Każdy chyba denerwował się przed otrzymaniem świadectwa, nerwowo zagryzał wargę i ściskał kciuki, chociaż na to już dawno za późno. W dzisiejszym elektronicznym świecie jednak wszystko się zmienia i większość maturzystów znała swój wynik jeszcze przed obejrzeniem świadectwa. Plus czy minus? Sama nie wiem. Wyniki jednak zawsze są prawdziwe, choć nie ostateczne. 

Wszystkim tym, którzy zdali, ale również tym, którym się nie udało gratuluję bo samo przystąpienie do egzaminu wymaga odwagi. 

Co do mojego wyniku to nie będe ukrywać, że jestem zadowolona. Najpiękniejsze jednak było nie to, co napisano mi na kawałku papieru, ale radość mojej mamy i jej łzy i to kiedy mówiła mi, że jest ze mnie dumna. 

Dla takich chwil naprawdę warto wkuwać wzory z matmy i żyć w przekonaniu że Słowacki wielkim poetą był. 

Dla mnie wyniki nie były niczym przesądzającym, nie dają mi przepustki na studia, nie są gwarantem dobrego przyszłego życia. Teraz najważniejsze jest coś innego, coś nad czym pracuję już zdecydowanie za długo. Ale nie tutaj o tym. 

Na osłodę wszystkiego co tylko możliwe, łącznie z jutrzejszym finałem Euro najszybszy na świecie sernik z truskawkami na zimno. 


Sernik na zimno z truskawkami

spód:
opakowanie kruchych ciastek np z cukrem lub zwykłych, mogą też być kakaowe lub kokosowe (ja użyłam maślanych z firmy San)
ok 100 gram masła

masa serowa
100 gram truskawek (lub więcej)
250 gram twarogu
opakowanie jogurtu naturalnego
3 łyżki cukru pudru
2 łyżki żelatyny

truskawki do ozdoby

Ciastka kruszymy na pył (można to zrobić w blenderze, ale równie dobrze sprawdza się stara metoda "przez ręcznik" tłuczkiem ;p), masło roztapiamy, czekamy chwilę aż przestygnie i następnie wlewamy do pokruszonych ciastek. Powstanie masa, którą następnie wykładamy dno foremki ( u mnie tortownica) wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównujemy łyżką, ale lepiej to zrobić ręką, żeby dobrze wyczuć ciasto. 

Ser blendujemy z jogurtem na gładko, dodajemy cukier puder i truskawki, jeszcze raz miksujemy. Żelatynę rozpuszczamy w paru łyżkach gorącej wody i czekamy chwilę. Dodajemy do masy i łączymy. Naszą serową pierzynkę wylewamy na spód i wkładamy do lodówki. Po około 30 minutach możemy udekorować sernik truskawkami lub dowolnymi dodatkami. Wstawić ponownie do lodówki na min 1,5 godziny. 
Przechowywać w lodówce. 

Moje "ozdoby" niestety były marne, bo miałam już tylko resztkę truskawek, które już niestety były trochę nadszarpnięte czasem (te upały). 

Sernik jednak wyszedł przepyszny, a robiłam go około 15 minut ;)) Uwielbiam takie przepisy. Chociaż czasami mam ochotę się przyłożyć i postarać i po długim pobycie w kuchni podziwiać swoje dzieło. 



Smacznego :)